Zamiast zajęć - dwa dni wycieczki kulturowej. Niestety, jako osoby, które przyjechały do Korei pod koniec sierpnia, nie załapaliśmy się na zapisy na wyspę Jeju i zmuszeni byliśmy pojechać do Gyeongju. Znowu.
Ale, summa summarum, było nieźle! Zobaczyłam miejsca, których ze względu na krótki pobyt uprzednio nie byłam w stanie zobaczyć, bawiłam się na karaoke, jadłam w tradycyjnych restauracjach - słowem, nie mam czego narzekać.
Pierwsze zdjęcia z Gyeongju - okolice restauracji, w której zatrzymaliśmy się na lunch. Prężę się na tle bambusów. ;)
W parku z grobowcami królewskimi. To styl nauczania koreańskich wycieczek ze szkół podstawowych.
Nawet się jakiś grobowiec w tle załapał.
Ta górka to grobowiec.
Tak właśnie.
Grobowiec króla Muyeola, który zjednoczył królestwo Silla.
Cheonmachong, kolejne miesce z grobowcami (do jednego można było wejść).
Ładnie tam, zielono.
A to już okolice muzeum w Gyeongju.
Słynny dzwon Emille, który wg. legendy przetopiono na nowo po tym, jak nie chciał wydawać dźwięku. Zaczął po tym, jak dorzucono do niego niemowlaka. (serio serio)
Znowu, koreański styl wycieczek. A ten pan z przodu to jeden z naszych opiekunów. Tak, gwizdał na nas.
Pagoda.
Kilka tylko zdjęć z wnętrza wystawy muzeum.
W Gyeongju kręcono kilka dram historycznych.
Wśród kwiecia.
Grobowców to ci tam pod dostatkiem.
Cheomseongdae, czyli (ponoć) najstarsze obserwatorium astronomiczne w Azji Wschodniej.
To i kolejne zdjęcia - Anapji, czyli staw Anap, tudzież królewski staw. Pojechaliśmy tam wieczorem i bardzo dobrze, bo widok był absolutnie niesamowity.
Makieta jak to kiedyś wyglądało.
Zdjęcie z pokoju hotelowego - doświadczyłam spania "Korean style", czyli na podłodze. Ahem.
Widok z pokoju nocą...
...i o poranku.
Niespodzianka! Jako, że poprzedniego dnia udało nam się zrobić o jeden punkt programu więcej, pojechaliśmy nad morze (Morze Japońskie, tudzież, jak mówią na nie Koreańczycy, Morze Wschodnie).
Niestety było zimno i PADAŁO, ogólnie zamarzałam. A poprzedniego dnia sukienka i upał...
Tym pokryta była plaża.
W drodze do Seokguram, czyli groty z siedzącym Buddą w środku.
Mgła byłą niesamowita, to schody prowadzące w dół, ale tak jakby donikąd.
Lampiony z prośbami/modlitwami.
Dwie focie, które cyknęłam schodząc z góry i wyszły bardzo krypnie. ;)
Na kampus wróciliśmy koło godziny 19, i następny dzień mieliśmy wolny. \o/ Klawe życie. \o/
Jakkk ładnie T_T
OdpowiedzUsuńTez chce.
SOON.
Chcę wasze słońce :(
OdpowiedzUsuńZajebiste grobopagórki.