środa, 11 września 2013

Pierwsza wyprawa do Seulu

Kontynuacja moich przygód z pierwszego tygodnia pobytu w Korei.

Seul, 31.08-01.09.2013

Do Seulu udałam się z rana, niestety w Cheonan okazało się, że na ekspresowy autobus do Seulu będę musiała czekać 1,5h. Na szczęście miałam towarzystwo, więc czas nam jakoś zleciał. Na dworcu spotkałam się z koleżanką R., którą poznałam przez internet i w końcu poznałam na żywo. To właśnie z nią spędziłam cały weekend. :D



Znajoma.

Cieszę się, głównie dlatego że JEDZENIE.

TAK WŁAŚNIE. Jedzonkoooo.

Potem pochodziłyśmy po "słynnym" Hongdae, dzielnicy klubowej. Nie zrobiła ona na mnie większego wrażenia, pewnie głównie dlatego, że byłyśmy tam za dnia.





Kpopowy stuff. Wbrew pozorom oprócz puszczanego dosłownie wszędzie kpopu i reklam z idolami nie spotkałam się jeszcze ze zbytnią ilością franczyzy. ;)




Krem do rąk (obłędna cena ponad 16zł za kilkadziesiąt ml, za to w uroczym opakowaniu i z kpopowym idolem namawiającym cię do kupna).

A to już okolice Hapjeong. Chyba. Nie pamiętam. :D

Wieczorem poszłyśmy na kolację z rodzicami znajomej - do fancy restauracji, gdzie zjadłam jjajangmyeon (chiński makaron w czarnym sosie). A później do kina - NA SNOWPIERCERA. Film jest reżysera koreańskiego (tego samego, co wyreżyserował The Host - obejrzyjcie koniecznie! Trailer na to nie wygląda, ale jest to przezabawna komedia ;)), ale z obsadą w większości amerykańską (Chris Evans, John Hurt, Ed Harris, Tilda Swinton, Jamie Bell). Wydaje się, że poza Koreą nie miał jeszcze nigdzie premiery. POLECAM Z CZYSTYM SERCEM. Niesamowity film. Tutaj trailer. Dla fanów dystopii, Chrisa Evansa (a nawet dla tych, co za nim nie przepadają - obiektywnie trzeba przyznać, że był w roli Curtisa GENIALNY) - ale tak właściwie to polecam go wszystkim.

Widok z mojego okna (na 21. piętrze) - taki ruch panował na ulicach po drugiej w nocy


A to już widoczki z okna o szóstej rano - widać rzekę Han.

Pilnował mnie kot znajomej.

Po śniadaniu udałyśmy się na zwiedzanie - do pałacu Gyeongbokgung (link do poczytania) i przed bramę Gwanghwamun (klik).

Czekając na autobus...

Zanim dotarłyśmy w okolice pałacu, zboczyłyśmy na Insa-dong (klik).

Dużo ludzi, dużo sklepów, oraz zasada, przez to którą...

...Starbucks na tej ulicy musiał być zapisany w hangulu. ;)

Dostałyśmy ciasteczka orzechowe, jeszcze ciepłe! Były pyszne.



Powyższe trzy zdjęcie przedstawiają lody w chrupce kukurydzianej, oraz proces pompowania tychże lodów do chrupki. Skojarzenia się nasuwały, znajoma nie chciała się do mnie przyznawać... Ale cóż ja mogę na to poradzić. ;)


W drodze do pałacu.

Takie tam.




Kamienne dziadki w Korei (a w szczególności na wyspie Jeju) są słynne z tego, że jeśli dotknie się ich nosa, to urodzi się syna. ;)
Niestety do góry nie można było wejść. :c

Autentyczny tradycyjny dom koreański, poniżej zdjęcia z wnętrza:





Koreański tramwaj z czasów, kiedy jeszcze tramwaje po Korei jeżdziły.

Część skansenu. Odtworzono tradycyjną koreańską wioskę, ze sklepikami z materiałami i chińską medycyną.

A to już odtworzona uliczka z przełomu XIX/XX wieku. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie!
Wnętrze restauracji.

Rower z epoki.

Kawiarenka, do której można było wejść.

Sklepik z manhwami (komiksami koreańskimi)!

Szkoła podstawowa.

Z moim chińskim znakiem zodiaku, smokiem.







Jak tak patrzę na te zdjęcia to aż mi się chce obejrzeć jakąś dramę historyczną, ale potem sobie przypominam jak rozwlekłe są dramy historyczne w wykonaniu koreańczyków. ;)




A tu już zderzenie z rzeczywistością - starożytne budowle na tle drapaczy chmur.



No cześć.
Strażnicy na warcie przed bramą Gwanghwamun. Akurat udało mi się złapać na filmiku zmianę warty! ;)



Brama.

A tak wygląda przed bramą.

Król Sejong wśród ludu.

Po zwiedzaniu, nieco padnięte, poszłyśmy jeszcze na zakupy (potrzebowałam parę niezbędnych rzeczy, typu miska na płatki, które namiętnie jem tutaj na śniadanie ;)), a potem spotkać się w Hongdae z kolegą F. ze studiów, z którym udałyśmy się na obiad. Na kurczaka. Po czym okazało się, że kolega F. nie je mięsa. :') 

Po posiłku znajoma odtransportowała mnie na autobus i po niecałych dwóch godzinach byłam już w akademiku.

Jako ciekawostkę pokazuję książkę, którą sobie kupiłam w Seulu - nowelizację do filmu Pacific Rim (UWIELBIAM). Zaczęłam czytać, ale idzie mozolnie z powodu braku słownictwa i czasu, żeby go sprawdzać.

Okej, to tyle na razie, kolejne sprawozdania później - o nauce, kampusie, jedzeniu (duh) i tak dalej.



5 komentarzy:

  1. Powinnas zalozyc osobnego instagrama albo tmbr na te zdjecia ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Ekstra zdjęcia i ciekawe wpisy, czytam każdy z fascynacją :D

    OdpowiedzUsuń
  3. http://3.bp.blogspot.com/-FPNlN4jyIh8/Ui8r_2JFTzI/AAAAAAAAAa8/oX1xRi7kyTQ/s640/2013-09-01+11.20.12.jpg R jest the best :DDD
    już dwa razy przeglądałam foty eh :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja poproszę o wyszukanie szczegółowych informacji dotyczących TEGO pomnika, wiesz którego. Bo jednak nie czaję :D
    Oraz chrupki z lodami i foty żarcia nadal rządzą. Jeszcze!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super zdjęcia. Dzięki za tę odrobinę egzotyki :))

    OdpowiedzUsuń